Niegrzeczny prezes - Weronika Jarczewska - fragment
Promienie słońca wpadały przez okno i łaskotały jej twarz. Kolejny dzień budził się do życia, a dla Leny Artel oznaczało to tylko jedno – musiała wstać, założyć na twarz maskę obojętności i jakoś przetrwać ten dzień. Co gorsza, dzisiaj do zwykłej maski musiała dodać na-prawdę porządny makijaż. Wczorajszy wieczór powinna spędzić w mieszkaniu przed telewizorem, a nie z przyjaciółkami, robiąc rajd po barach i klubach.
Wypiła stanowczo za dużo wina i drinków, chociaż wiedziała, że rano będzie musiała jakoś zebrać się do pracy. Takie zachowanie było do niej niepodobne, ale i okazja była niecodzienna – dzisiaj przypadała pierwsza rocznica jej rozwodu.
Tak, rozwodu.
I to był tylko jeden z powodów, przez które nie chciało jej się wstawać.
Marzyła o tym, żeby naciągnąć na głowę kołdrę i ukraść choćby dodatkowe pięć minut snu. Jednak natarczywe dźwięki powiado-mień z telefonu na to nie pozwoliły. Słodka melodyjka dudniła jej w uszach, potęgując ból głowy i suchość w ustach wywołane najwięk-szym kacem w historii ludzkości. No cóż, i tak powinna już wstawać.
Niechętnie sięgnęła po telefon, który leżał na szafce obok łóżka. Jedno zerknięcie na ekran sprawiło, że jej usta wypełnił gorzki posmak.
Po dziesięciu latach obchodzimy pierwszą wspólną rocznicę, z której naprawdę się cieszę.
Nie pozdrawiam, P.
Zawsze gdy widziała na wyświetlaczu numer swojego byłego męża, Piotra, jej wnętrzności skręcały się w małą kulkę, która stawała w gardle, uniemożliwiając wzięcie głębszego oddechu. Ale nie tym razem. Tym razem Piotr rozpalił jej gniew jak butelka z benzyną rozlana w lesie podczas suszy i podpalona milionem zapałek przez jakiegoś szaleńca. Wzniecał pożar tylko po to, żeby zostawić po so-bie zgliszcza. I jeszcze śmiał się przy tym demonicznie jak czarny charakter z komiksów.
– Och, to totalnie w twoim stylu, ty wsysaczu życiowej energii. – Ścisnęła mocniej telefon w dłoni, jakby chciała zadać mu fizyczny ból. – Kiedy w końcu dasz mi spokój? Następnym razem podpisz się „Twój największy życiowy błąd”, bo tym właśnie dla mnie jesteś! – krzyczała głośno, mając nadzieję, że były mąż ją usłyszy.
Choć bardzo chciała być ponad to, w taki dzień po prostu nie potrafiła. Szybko wystukała odpowiedź i chcąc zdążyć przed swoim zdrowym rozsądkiem, kliknęła „wyślij”.
A ja się cieszę, że po dziesięciu latach po raz pierwszy się w czymś zgadzamy.
Pozdrawiam ze swojego mieszkania,
L.
Takie zgryźliwe, napastliwe wiadomości Piotr wysyłał jej co kilka tygodni, więc powinna już do tego przywyknąć. Jednak dalej było jej słabo za każdym razem, gdy kończyła je czytać. Dzisiaj było jesz-cze gorzej, bo doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie różniła się od niego ani trochę. Zwykle starała się go ignorować, jednak połączenie szumiącego w głowie alkoholu ze smutkiem i rozgory-czeniem stworzyło mieszankę wybuchową.
– Co za fiut! – warknęła, po czym złapała pierwszą rzecz, która wpadła jej w ręce. Mocno pociągnęła za rogi jedwabnej poduszki, próbując choć trochę rozładować tańczącą w niej furię. Poczuła pod palcami napinającą się tkaninę i usłyszała charakterystyczny dźwięk rozrywanego materiału. Nie tylko nie pozbyła się złości, lecz także teraz musiała kupić nową poduszkę.
– Po prostu zajebiście – westchnęła, ocierając kilka kropel potu z czoła.
Nie wiedziała, dlaczego jego wiadomości tak mocno na nią działały. Przecież miała świadomość, że mimo wszystko nigdy naprawdę by jej nie skrzywdził. Po prostu dalej był wściekły, bo nie rozeszli się tak, jak sobie tego życzył. Może była naiwna, ale chciała myśleć, że to tylko takie drobne złośliwości.
Choć nie lubiła się nad sobą użalać ani rozpamiętywać przeszłości, w ten dzień było jej naprawdę ciężko. Robiła wszystko, co w jej mocy, ale świadomość, że miała dopiero dwadzieścia dziewięć lat, a już przeżyła więcej niż niejedna staruszka, była dobijająca. Zdrada i porzucenie przez męża dla młodszej dziewczyny, paskudny rozwód, w który zostały wciągnięte obie ich rodziny, a na koniec dzielenie się wspólnym majątkiem, łącznie z podziałem płyt CD (kto ich w ogóle słucha w czasach Spotify?), skutecznie zniechęciły ją do dalszych prób i stałych związków. Wspomnienie tego, jak walczyli o każdą rzecz jak lwy o kawałek mięsa, sprawiało, że miała ciarki na plecach.
Ale w tym wszystkim nie to było najtrudniejsze. Piętno zdrady i poczucia totalnej beznadziejności, z którą zostawił ją Piotr, będzie w sobie nosić do końca życia. I niekoniecznie chciała się z tym zmierzyć.
W pewnym sensie to było nawet zabawne, bo dla kogo porzuciłby ją, gdyby dożyli wspólnie choćby czterdziestki? Dla osiemnastolatki? Zostać porzuconą dla młodszej i ładniejszej dziewczyny, mając dwadzieścia dziewięć lat, to było coś.
Lena uwielbiała się tym torturować, jakby ta łatka nieodwracalnie coś w jej życiu zmieniła, jakby była tym naznaczona. Jej koleżanki dopiero rozkręcały się w randkowaniu, miały pierwszych poważnych chłopaków, partnerów, dopiero zaczynały myśleć o jakiejś stabilizacji, a ona już ten etap miała dawno za sobą. Przeszła całą drogę na skróty i czuła się oszukana. Marzyła o kochającym mężu, gromadce dzieci, domu z ogrodem i wspólnej przyszłości… Jednak los, a raczej jej były mąż, zaplanował to wszystko inaczej – albo z kimś innym.
„Dość już!” – pomyślała i wyłączyła go z impetem, jakby chciała się na nim zemścić za wszystkie krzywdy.
– Może jestem dwudziestodziewięcioletnią rozwódką, ale do pracy i tak iść muszę – dodała na głos.
Dochodziła ósma, co oznaczało, że ma jakieś pół godziny, aby umalować się, ubrać, może złapać w locie dużą kawę i dojechać do pracy na drugi koniec Warszawy. Po wczorajszym „świętowaniu” wsiadanie za kierownicę nie wchodziło w grę, pozostawała więc taksówka. Na szczęście miała firmową kartę, z której w takich sytuacjach chętnie robiła użytek. Zwlekła się z jej małżeńskiego, dawno nieużywanego w tym celu łóżka i pędem pobiegła do łazienki.
To, co zobaczyła w lustrze, pozostawiało wiele do życzenia – pod oczami fioletowe sińce z niewyspania, zarumienione policzki, spierzchnięte usta i przekrwione oczy. Teraz żałowała, że dała się namówić dziewczynom na to pijaństwo, szczególnie że dzisiaj czekał ją naprawdę ciężki dzień.
„No cóż – pomyślała – tak chyba po prostu wygląda kobieta przed trzydziestką, która zamiast czytać książkę i relaksować się przed pracowitym poniedziałkiem, wolała do drugiej nad ranem biegać od baru do baru, jakby miała osiemnaście lat”. Z żalem spojrzała w lustro i szybko wzięła się do roboty. Miała nadzieję, że zimny prysznic postawi ją na nogi, a kosmetyki zakryją ślady wczorajszych grzechów.
Ale przecież nie było aż tak źle. Lena Artel była naprawdę piękną kobietą, lecz przez ostatnie wydarzenia już tego nie dostrzegała. Miała długie, ciemne włosy, duże, brązowe oczy i pełne różowe usta, dzięki czemu zawsze wyglądały, jakby właśnie je umalowała. Ubierała się bardzo kobieco, podkreślając wąską talię, zgrabny tyłek i pełne piersi. Była średniego wzrostu, ale miała długie nogi, które chętnie eksponowała w sukienkach i szpilkach. Bycie seksowną i kobiecą przychodziło jej naturalnie i bez wysiłku. Taka już była, przynajmniej przed rozwodem.
Mężczyźni chętnie się za nią oglądali, ale ona nigdy tego nie dostrzegała: przez ostatnie dziesięć lat, ponieważ miała „tego jedyne-go”, a przez ostatni rok – bo bezpowrotnie go straciła.
Dochodziła ósma trzydzieści, kiedy taksówkarz wysłał jej esemesa, że czeka przed blokiem. Naturalnie, nie była jeszcze gotowa. Chwyciła laptop, torebkę i potykając się o własne nogi, próbowała włożyć białe trampki, drugą ręką zamykając drzwi.
– Na szczęście mam dodatkową parę szpilek pod biurkiem – mruknęła pod nosem. – A dzisiaj naprawdę ich potrzebuję. – Na samą myśl ją zemdliło, trochę przez wczorajsze drinki, a trochę przez to, co czekało ją w pracy.
To dzisiaj mieli poznać nowego prezesa jej firmy. I choć Lena miała to gdzieś, dyrektor jej działu zdawał się nie podzielać jej punktu widzenia.
– Nasz nowy prezes jest ucieleśnieniem wszystkiego, czego się boicie i przed czym chcecie uciec – powtarzał. – Ale nie bądźcie naiwni… to nigdy wam się nie uda. Ten facet to potwór w garniturze, a do tego znacznie bardziej skuteczny.
I podobno cholernie seksowny, jeśli wierzyć biurowym plotkom, bo Lena była zbyt zajęta własnym dramatem, żeby zaszczycić nowego CEO swoją uwagą.
Jęknęła boleśnie, siłując się z drzwiami taksówki stojącej pod jej blokiem.
– Dzień dobry, poproszę na Mokotów na Domaniewską – powiedziała, wrzucając torbę z laptopem na tylne siedzenie.
– Uprzedzam, że dzisiaj mogą być korki – odpowiedział taksówkarz. Wyglądał tak młodo, jakby dopiero wczoraj zdał egzamin na prawo jazdy. Jego twarz była gładka jak po peelingu, bez żadnej zmarszczki i choćby śladu zarostu. Jej zaufania nie wzbudził nawet fakt, że chłopak uśmiechał się miło, a jego niebieskie spojrzenie było pełne spokoju. Szybko zapięła pas, zaciskając usta w cienką linię, co pozwoliło jej upewnić się, że nie wydobędzie się z nich żadne przekleństwo.
A szkoda.
– Poniedziałek rano w Warszawie, wie pani, jak to wygląda…
– Naprawdę nie mogę się spóźnić, nie dzisiaj. Witamy w firmie nowego prezesa i wygłaszam przed nim prezentację. – Lena z trudem skrzywiła się, żeby przywołać na twarz coś w rodzaju zalotnego uśmiechu.
– W takim razie będę musiał użyć swoich tajnych skrótów. Jeśli się pani zgadza, proszę mocno się złapać – powiedział, unosząc wysoko brwi, i gwałtownie przyspieszył.
Lenie nie pozostało nic innego, jak tylko odpuścić i mieć nadzieję, że nie zwróci swoich wnętrzności po drodze. Ten chłopak chyba myślał, że gra główną rolę w Szybkich i wściekłych. Choć nie lubiła szybkiej jazdy, tym razem to było jej nawet na rękę.
– Widzę, że jest pani zestresowana, chyba musi pani pracować na wysokim stanowisku.
– Mhmm – przytaknęła Lena, sięgając po laptopa, żeby nie zachęcać kierowcy do kolejnych uwag. Chłopak nie potrzebował dodatkowego rozproszenia, a widziała, jak na nią patrzył. I nie podobało jej się to ani trochę.
Ale jego spostrzeżenie było trafne. Lena pracowała jako kierownik marki u jednego z trzech największych azjatyckich producentów elektroniki – w firmie, która była liderem sprzedaży na światowym rynku. Produkowali dosłownie wszystko – AGD, RTV, telefony, akcesoria. Mieli też kilka działów innowacji, które praco-wały nad produktami, o których zwykły zjadacz chleba nawet nie potrafiłby zamarzyć. Lena odpowiadała za marketing i sprzedaż linii ekskluzywnych telewizorów. To było cholernie ironiczne, bo nawet za trzymiesięczną pensję nie mogłaby sobie pozwolić na najtańszy z modeli, które promowała.
Zwykle lubiła swoją pracę, poza momentami, gdy sprzedaż nie była na zadowalającym poziomie. Nic tak nie wyprowadzało z równowagi jej szefów jak właśnie to. Większość stanowisk kierowniczych w firmie zajmowali Azjaci. Byli znani ze swojej pracowitości oraz nieuznawania czegoś takiego jak dni wolne i odpoczynek, a przede wszystkim słabe wyniki. Dotychczasowy prezes potrafił dzwonić do Leny o siódmej rano, i to w weekend, prosząc o przygotowanie prezentacji albo jakiegoś raportu.
Ale teraz, po raz pierwszy w historii firmy, prezesem oddziału w Warszawie miał zostać Europejczyk – i do tego Polak!
Nikt nie wiedział, czego się można po nim spodziewać. Z dotychczasowymi prezesami system był jasny – trzeba być grzecznym, potakiwać, robić, o co poproszą, nie wychodzić przed szereg i siedzieć w biurze do późnych godzin nocnych. Jeśli wychodzisz z pracy przed dwudziestą pierwszą, jesteś złym pracownikiem i nie starasz się wystarczająco. Ten cały system był tak przewidywalny, że aż nudny. Ale Lena znała bardzo dobrze tę grę i lubiła w nią grać. Była ich pracownikiem jeszcze na studiach i powoli wspinała się po tej korporacyjnej drabinie – zaczynała jako praktykantka, później asystentka i przez ostatnie sześć lat doszła do kierowniczego stanowiska, co w standardach wyznaczanych przez korporacje było dobrym wynikiem.
Otworzyła laptopa, który leżał na jej kolanach, żeby jeszcze raz przejrzeć prezentację. Szlifowała ją przez ostatnie trzy tygodnie, dlatego była pewna, że sobie poradzi.
Ale gdy otworzyła laptopa, tapeta z pięknym widokiem zaśnieżonych gór znów przypomniała jej o rocznicy rozwodu. To Piotr zrobił to zdjęcie podczas ich pierwszego wypadu na narty prawie siedem lat temu. Po co jeszcze je trzymała? Czy nie powinna po raz ostatni rozliczyć się z przeszłością? On zdążył już to zrobić… Słyszała od wspólnych znajomych, że już planuje ślub z dziewczyną, dla której ją porzucił.
Nie chciała dłużej się tym zadręczać, nie miała na to siły. Gdy wychodziła za mąż, była pewna, że to ten jeden jedyny i na zawsze. Gdyby myślała inaczej, nie wyszłaby za niego. Nie była typem osoby, która przysięgałaby przed całą rodziną, przyjaciółmi i Bogiem, że nigdy go nie opuści, gdyby naprawdę w to nie wierzyła. Chciała być przy nim w zdrowiu i w chorobie, a jednak on postanowił inaczej, i miał do tego prawo. Ale nie miał prawa upokarzać jej, krzywdzić i zwalać na nią całej winy za rozpad ich małżeństwa. Zarzucał jej wiele rzeczy, w większości nieprawdziwych, a to wszystko tylko po to, by nikt nie zwrócił uwagi na fakt, że zostawia ją dla innej kobiety! Nie rozumiała, dlaczego tak się zachował, a nawet nie próbowała zrozumieć. Ktoś, z kim żyła przez tyle lat, któremu oddała się w całości, okazał się zupełnie kimś innym, obcą osobą.
Życie jest jednak przewrotne i niestety nie zawsze pisze pozytywne scenariusze.
Żeby zakończyć tę gonitwę myśli i nie rozpłakać się w taksówce, postanowiła wyjąć telefon i zadzwonić do swojej najlepszej przyjaciółki. Jedynej osoby, z którą dzieliła nie tylko pracę w korporacji, lecz także wszystkie swoje sekrety.
Prawie wszystkie.
– Natalia! – Lena przywitała przyjaciółkę trochę zbyt entuzjastycznie, biorąc pod uwagę to, że rozstały się mniej niż dwanaście godzin temu.
– Lena? – zapytała konspiracyjnym szeptem.
– Dlaczego szepczesz?
– Nie chcę go obudzić – odpowiedziała, jakby to było oczywiste.
– Kogo?
– Nie wiem, jak się nazywa, ale uwierz mi na słowo, wygląda obłędnie. – Słysząc to, Lena głośno westchnęła z dezaprobatą.
– Nati, gdzie ty jesteś?
– Jak to gdzie? U mojego CNJN.
– U kogo? – zapytała Lena, mocniej przyciskając telefon do policzka.
– Ciacha na jedną noc. Wczoraj wymyśliłam ten skrót i myślę, że świetnie się przyjmie.
– Kiedy, do cholery, zdążyłaś kogoś poznać? Przecież rozstałyśmy się przed barem o drugiej w nocy. A co do skrótu, nawet go nie skomentuję. Jest straszny. Czysty seksizm – odpowiedziała ironicznie Lena.
– A jednak komentujesz, co oznacza, że zwrócił twoją uwagę. Gdy sobie poszłaś, ja wróciłam do baru, bo zapomniałam dać na-piwku kelnerowi. Po tym, jak się mu przyjrzałam, stwierdziłam, że pieniądze nie będą wystarczające. Dam mu największą nagrodę, jaką mógłby sobie wymarzyć.
– Co zrobiłaś? – zapytała Lena, wyśmiewając w duchu swoją naiwność.
– Dałam mu się przelecieć! Też powinnaś tego czasem spróbować, wiesz? Obawiam się, że tak długo tego nie robiłaś, że możesz znowu być dziewicą.
– Jesteś okropna – syknęła.
– Jestem, ale martwię się o twoją seksualną frustrację, ktoś przecież musi – powiedziała Natalia i na chwilę odsunęła telefon od ucha, jakby się czegoś przestraszyła.
– Słuchaj, muszę już kończyć – znów zaczęła szeptać – nie chcę, żeby mój CNJN się obudził. Wiesz, jak nie lubię porannych small talków, to nieludzkie próbować pleść trzy po trzy w imię przestarzałego konwenansu… A poza tym mamy mniej niż pół godziny do spotkania z naszym nowym, obrzydliwie seksownym prezesem.
– Jak ty w ogóle zdążysz? – Lena jak zwykle się martwiła.
– Już moja w tym głowa… Przyjadę na czas i będę wyglądać rewelacyjnie! A tak poza tym nie wierzę, że nie poświęciłaś tych dwóch minut na to, aby go obczaić w internecie. Facet jest tak przystojny, że przyrzekam, gdy zobaczyłam jego zdjęcie, słodki płacz tulił mnie do snu. Ale chociaż będziesz miała niespodziankę. Ciao!
– Tylko znowu nie przychodź ubrana we wczorajsze ciuchy! – krzyknęła Lena, ale przyjaciółka już zdążyła się rozłączyć w charakterystycznym dla siebie stylu: gwałtownie i bez uprzedzenia. W przeciwieństwie do Leny właśnie w ten sposób żyła, bez zahamowań i zawsze na sto procent. Lena po cichu jej tego zazdrościła, jednak nigdy by się do tego nie przyznała.
Ale przed samą sobą nie mogła udawać, że czegoś jej nie brakuje. Przez pierwsze pół roku po rozwodzie była w rozpaczy, nie chciała się z nikim widzieć i nic robić. Jedyne, czemu się poświęcała, to praca – harowała tak intensywnie, że często nie dojadała i nie dosypiała. Schudła dziesięć kilo i gdyby nie wsparcie rodziców oraz Natalii, pewnie nie wyszłaby na prostą. Jednak w ciągu ostatnich trzech miesięcy zaczęła bardzo powoli wracać do normalnego życia. Kilka kilogramów wróciło, z korzyścią dla jej ponętnej, seksownej sylwetki klepsydry. Ale przede wszystkim znowu miała ochotę na seks. I tylko na seks – nie chciała się przytulać, nie chciała sobie nic wzajemnie obiecywać… Żadnych miłości do grobowej deski, jedna nieudana w zupełności wystarczyła!
Jedyne, czego chciała, to żeby ktoś, nie zadając zbędnych pytań, porządnie złapał ją za włosy, wziął ją od tyłu, doprowadził na sam szczyt i wyszedł, bez rozmowy i pytania, czy może jeszcze zadzwonić. Chciała znowu poczuć ten dreszcz ekscytacji, wywołany zdecydowanym dotykiem mężczyzny, od którego jej sutki stawały się twarde, a między nogami rozchodziło się przyjemne ciepło.