Michael Thompson - Każdy rok Tommy'ego Llewellyna - fragment

2024-02-20
Michael Thompson - Każdy rok Tommy'ego Llewellyna - fragment

Życie Tommy’ego było więc naznaczone niezwykłością, ale lata, jakie nastąpiły po śmierci Johna Llewellyna, człowieka, który przyjął go pod swoje skrzydła, przebiegły zaskakująco zwyczajnie. Jego największym sprzymierzeńcem okazała się biurokracja – monstrualna sieć rządowych departamentów i urzędników, dla których dzieci przebywające pod opieką państwa były jedynie nazwiskami i liczbami. Jeśli jednak chodzi o Tommy’ego, to w nocy z czwartego na piątego stycznia dane te po prostu znikały.
Co rok, piątego stycznia działo się to samo, a kiedy Tommy nieco podrósł, uświadomił sobie, że potrafi z zatrważającą dokładnością przewidzieć przebieg tego dnia. Odkąd był niemowlęciem, potem kilkuletnim chłopczykiem i w końcu wysokim i chudym nastolatkiem, powtarzał się ten sam scenariusz. Kiedy budził się w swoim pokoju, okazywało się, że wyparowały wszystkie jego nieliczne rzeczy osobiste, jakie znajdowały się tam jeszcze poprzedniego wieczoru: podniszczona książeczka z obrazkami, zeszyty, długopisy i plecak, który dostał po jednym ze starszych kolegów, dwa czy trzy plakaty. Ściany były gołe, wszystkie jego rzeczy znikały, a Tommy nie miał pojęcia, gdzie się podziały.

Potem, gdy wychodził z pokoju, ten z wychowawców, który go zobaczył pierwszy, nieodmiennie reagował w ten sam sposób.

Najpierw padało pełne zdumienia „ojej”. Kiedy największe zaskoczenie już minęło, zwracano się do niego łagodnym tonem, jakby nie chcąc go wystraszyć lub sprowokować do ucieczki. (Tylko Glenda Reilly nie zniżała głosu. Prawdopodobnie chciała, żeby zwiał). „Jak ci na imię?” – pytano go. Na tym etapie wychowawcy zakładali (zresztą całkiem racjonalnie, zważywszy na przeznaczenie tego domu), że Tommy został przywieziony w nocy.
Następnie pojawiał się gniew. Opiekunowie dzwonili do opieki społecznej, narzekając, że podrzucono im nowe dziecko, bez uprzedzenia, dokumentacji ani żadnych wyjaśnień.
Etapem trzecim – i tu pomocna okazywała się biurokracja – była akceptacja, pogodzenie się z faktem, że po kilkunastu telefonach do różnych biur w systemie opieki zastępczej okazywało się, że tak naprawdę nikt nic nie wie. Co prawda urzędnicy obiecywali, że zajmą się tą sprawą i sprawdzą, skąd się ten chłopiec wziął, ale Tommy wiedział, że zostanie tu, gdzie jest.
Jedynym odstępstwem od reguły był poranek tego dnia, kiedy skończył dwa lata. Nikt nigdzie nie zadzwonił, bo po śmierci Johna Llewellyna i wyjeździe Michelle Chaplin w domu pracowały głównie tymczasowe wychowawczynie, które nie miały pojęcia, kto powinien się tam znajdować, a kto nie. Porządek został przywrócony wraz z przyjazdem Michelle, która od początku planowała, że wróci, kiedy tylko pogodzi się z odejściem Johna Llewellyna. Straciła mężczyznę, którego kochała całym sercem, ale Milkwood House nadal był jej domem, a podopiecznych traktowała jak własne dzieci. Wciąż zbyt często wyobrażała sobie, jak musiały wyglądać ostatnie chwile jego życia, kiedy nagle padł na ziemię, zamykając bramę wjazdową. Żałowała, że jej przy tym nie było. Mogłaby mu pomóc albo chociaż potrzymać za rękę, żeby nie umierał samotnie.
W ten sposób Michelle zapamiętała tamten wieczór. Z jej pamięci zniknęły te potworne chwile, kiedy John leżał twarzą do ziemi przy ogrodzeniu za domem, podczas gdy ona trzymała na rękach wyjące z przerażenia dziecko. W rzeczywistości była więc przy śmierci swojego ukochanego, ale wszelka pociecha, jaką mogłaby czerpać z tego faktu, nie miała szans przetrwać – tak samo jak nie przetrwała pamięć o Tommym.
Jej powrót do Milkwood House przyniósł ogromną ulgę zarówno Tommy’emu, jak i Richiemu, których jednak nie połączyła żadna szczególna więź. Richie nigdy z nikim nie rozmawiał, a Tommy był jeszcze tak malutki, że szybko zapomniał, dlaczego go nie lubi. Za każdym razem, kiedy go widział, czuł tylko coś nieprzyjemnego: gorzki posmak dziecięcego strachu.
W dzień powrotu do Mleczarni panna Michelle zwołała wszystkie dzieci do świetlicy. Miała dla nich tylko jedną, ale za to świetną wiadomość.
– Dzień dobry wszystkim – powiedziała cicho. Jej oczy były nieco zaszklone, chociaż nie płakała od co najmniej doby. – Cieszę się, że znowu was widzę. Chociaż jeszcze nie wszystkich zdążyłam poznać – dodała, uśmiechając się do Tommy’ego, który nie rozumiał, co się dzieje. (W końcu miał zaledwie dwa lata). – Ponieważ nie ma już z nami Johna… pana Llewellyna… odtąd ja będę dyrektorką Milkwood House.
Wtedy Tommy nie zdawał sobie z tego sprawy, ale było to najlepsze, co mogło się przydarzyć dwulatkowi, o którym zapomnieli rodzice. Dzięki temu co rok, kiedy znowu zaczynał od zera, to panna Michelle pilnowała, żeby miał wszystko, czego potrzebował. Klnąc cicho, przekopywała pudła pełne ubrań, z których wyrosły inne dzieci, i zwykle za własne pieniądze kupowała brakujące rzeczy.
Również dzięki temu pierwszego dnia szkoły to Michelle Chaplin zaprowadziła Tommy’ego do podstawówki w Upper Reach. Mocno ściskała go za rączkę, gdy razem przechodzili przez szkolną bramę. Kiedy zbliżali się do jego klasy, Tommy coraz bardziej zwalniał kroku.
– Tommy, wszystko w porządku – zapewniła go. – Przyjdę po ciebie po południu, po dzwonku. Na pewno ci się tu spodoba.
I wreszcie dzięki temu to do niej zadzwoniono, kiedy okazało się, że dane Tommy’ego są niepełne.
– Bez nazwiska nie możemy przyjąć go do szkoły – powiedziała prosto z mostu pani w sekretariacie. – Co wpisać do jego akt?
Michelle Chaplin – która, gdy rozległ się dzwonek telefonu, jadła czekoladowego herbatnika w swoim gabinecie w Mleczarni – na chwilę się zawahała.
– Rozumiem – odparła, patrząc na okruchy na talerzyku i fusy po herbacie na dnie filiżanki. Może gdyby telefon zadzwonił kiedy indziej, postąpiłaby inaczej, ale akurat w tej chwili uznała, że to najwłaściwsza decyzja. Poza tym, chociaż znała Tommy’ego od zaledwie kilku tygodni, już zdążyła się zorientować, że to mądry chłopiec – jedyny pięciolatek, który umiałby przeliterować nazwisko Johna. – Llewellyn – powiedziała, czując, jak ogarnia ją lekki smutek. Z jakiegoś powodu była przekonana, że John by temu przyklasnął. Na pewno bardzo by polubił małego Tommy’ego.
Tak więc rankiem w dniu swoich urodzin, po wyjściu z pustego pokoju, Tommy tak właśnie przedstawiał się swoim przyjaciołom, którzy przez noc całkowicie zapomnieli o jego istnieniu. Nigdy nie zauważył bólu w oczach panny Michelle, kiedy pierwszy raz podawał jej swoje nazwisko.
Tommy z łatwością nawiązywał przyjaźnie, co okazało się niezwykle przydatne, jako że co dwanaście miesięcy musiał je odnawiać. Początkowo próbował przekonywać inne dzieci, że go znają – przecież on wiedział, kim są, dlaczego więc patrzyli na niego z takim zdziwieniem? Rok po roku piątego stycznia witał go taki sam pusty wzrok wychowanków i opiekunów w Milkwood House, aż w końcu jako dziesięciolatek zrozumiał, że może uniknąć zaskoczonych spojrzeń i szeptania po kątach o dziwnym nowym chłopcu, jeżeli po prostu się przedstawi i postara się jak najlepiej wpasować w otoczenie. Nadal miał pytania – całe mnóstwo pytań, zwłaszcza „dlaczego?” – ale panna Michelle nie potrafiła mu pomóc (właściwie to nie miała pojęcia, o co mu chodzi). Wszystko to było więc dość dziwne, ale Tommy próbował jakoś sobie z tym radzić.
Kiedy skończył czternaście lat, przydarzyło mu się coś nad wyraz zwyczajnego, ale oczywiście z powodu jego wyjątkowości nawet to, co zwyczajne, musiało oznaczać komplikacje.
Tommy Llewellyn się zakochał.
*
Odkąd pamiętał, na śniadanie przeważnie przychodził pierwszy. Lubił ciszę panującą w jadalni, zanim zawładnęła nią mała armia dzieci, z którymi mieszkał. W ten konkretny środowy poranek Tommy siedział przy jednym ze stołów. Po obu stronach miał puste krzesła, a przed sobą książkę i dwa tosty na talerzyku. W świetlicy na piętrze znajdowały się regały pełne bajek z obrazkami dla małych dzieci i książki dla tych, które umiały czytać same. Tommy już dawno temu awansował z pierwszej do drugiej grupy i w krótkim czasie przeczytał wszystko, co było dostępne. Panna Michelle czasami przynosiła trochę używanych wydań, które kupowała w antykwariacie w Mortlake, i ta, którą Tommy teraz miał przed sobą, opartą o słoik z masłem orzechowym, była takim właśnie świeżym nabytkiem. Wciągnęła go tak bardzo, że nie zauważył, iż ma towarzystwo. Oderwał się od czytania i podniósł głowę dopiero wtedy, gdy usłyszał brzęk łyżeczki, która spadła na podłogę, i wypowiedziane cichym głosem przekleństwo.
Carey Price miała siedemnaście lat i była najpiękniejszą dziewczyną, jaką Tommy kiedykolwiek widział. Nie był od niej dużo młodszy – tylko trzy lata – ale w porównaniu z nią czuł się tak, jakby powinien jeszcze czytać książeczki dla maluchów. Carey Price była wyjątkowa. Miała długie włosy barwy miodu i kremową, gładziutką skórę.
Z westchnieniem usiadła naprzeciwko niego, a jemu serce mocniej zabiło, kiedy zobaczył, że dziewczyna ma na sobie szkolny strój. (Już od jakiegoś czasu uważał, że największą zaletą chodzenia do liceum w Mortlake jest możliwość oglądania dziewcząt w mundurkach, a zwłaszcza spódniczkach, które kończyły się cal lub dwa cale nad kolanem). Był tylko zawiedziony tym, że Carey na białą bluzkę włożyła rozpinany sweter ukrywający figurę, którą wyobrażał sobie nader często (no, ale w końcu miał czternaście lat). To jednak nie figura Carey – a raczej nie tylko ona – robiła na Tommym największe wrażenie. Nie. Najbardziej podobało mu się to, że Carey była miła.
– Cześć, Carey – przywitał się nieśmiało, a jego policzki lekko się zaróżowiły. Zdarzało mu się to od sześciu miesięcy, odkąd Carey przybyła do Mleczarni. Czerwienił się prawie za każdym razem, kiedy się do niej odzywał, nawet wtedy, gdy już się zaprzyjaźnili. Tak to bywa z zakochanymi chłopcami. Tommy’ego bardzo to krępowało.
– Cześć, Tommy – powiedziała, podnosząc głowę znad miseczki z płatkami. Chrupiące płatki cicho chrzęściły między jej zębami, co w pustej jadalni brzmiało trochę jak trzaskanie ognia w jakimś malutkim kominku.
– Coś się stało? – spytał.
Oczy Carey były opuchnięte i zaczerwienione.
– Nie, wszystko w porządku. Zanosi się na upał. Pamiętaj, żeby wziąć ze sobą wodę. – Z powrotem spuściła wzrok na miseczkę, jakby zafascynowana odgłosami, jakie z niej dochodziły.
– Na pewno? – nie odpuszczał Tommy. – Wyglądasz, jakbyś płakała.
Carey uśmiechnęła się lekko, mimo wszystko rozbawiona jego brakiem taktu.
– Wszystko w porządku – powtórzyła. – Po prostu… – Rozejrzała się, żeby sprawdzić, czy są sami. Za uchylonymi drzwiami kuchni dostrzegła Lee, mężczyznę o miłej twarzy i ostrzyżonych na jeża siwych włosach, który stał przed lodówką, planując posiłki na ten dzień. Od lat gotował tu dla wszystkich i tak samo jak panna Michelle już na dobre wrósł w krajobraz Mleczarni. Nie słyszał na jedno ucho (z czego w głębi ducha cieszył się podczas posiłków). – Naprawdę, Tommy, wszystko jest spoko – powiedziała raz jeszcze, po czym szybko zmieniła temat. – Nie zgadniesz, kogo widziałam wczoraj po szkole. Maxy’ego!
– Niemożliwe! – zdziwił się Tommy. Max Cooper, który kilka miesięcy wcześniej skończył osiemnaście lat, opuścił Milkwood House i od tamtej pory ani razu nie przyjechał, żeby odwiedzić starych znajomych.
– Prawda? Pomaga przy budowie domów i nawet kupił sobie półciężarówkę. Powiedział, że może do nas zajrzy… – Carey opowiadała dalej, ale myśli Tommy’ego powędrowały gdzie indziej, przestał jej słuchać i skupił się na tym, co miała na sobie, a w końcu zaczął rozważać, czy kiedykolwiek zainteresowałaby się kimś takim jak on. Może gdyby był czarujący albo dowcipny czy coś w tym rodzaju? Nagle pomyślał, jak by to było pocałować Carey Price, i uświadomił sobie ze zgrozą, że znowu się rumieni. Miał nadzieję, że tego nie zauważyła. Skupił się na swoim toście, starając się ignorować palący rumieniec, jaki oblał jego policzki i doszedł do wniosku, że bycie czarującym prawdopodobnie jest dla niego nieosiągalne. Żeby chociaż był uroczy… wątpił jednak, czy to by wystarczyło. Chłopcy z liceum w Mortlake robili, co mogli, żeby Carey zwróciła na nich uwagę. Na przerwach widywał, jak podchodzili do niej ukradkiem z nadzieją, że zechce z nimi pogadać. Robili to wszyscy uczniowie z ostatniej klasy oprócz jednego – Richiego Sharpe’a. Ostatnio jego włosy zrobiły się o wiele gęściejsze i bardziej kręcone, a rysy twarzy stały się doroślejsze. Zaczęły pasować do oczu, nadal ciemnoniebieskich, ale już nie zbyt poważnych jak na jego wiek. Richie był wysoki i szeroki w barach i jak magnes przyciągał do siebie dziewczęta. Nie zależało mu jednak na ich zainteresowaniu, większość wolnego czasu wolał spędzać w bibliotece. W Mleczarni prawie nie wychodził ze swojego pokoju. Był inteligentny – a nawet błyskotliwy – i lepiej czuł się w otoczeniu książek niż innych nastolatków. Tommy’emu to nie przeszkadzało, bo w jego obecności zawsze czuł się nieswojo.
Richie nie był więc jego rywalem, ale Tommy zdawał sobie sprawę, że nie miał u Carey zbyt wielkich szans. W każdym razie jeszcze nie teraz. Co prawda wyrósł na wysokiego chłopaka, ale wszystko w nim było nieproporcjonalne. Znajdował się w bardzo krępującej fazie dojrzewania: jeszcze pół roku wcześniej był dzieckiem, a za kolejne sześć miesięcy miał stać się mężczyzną, ale tymczasem tkwił gdzieś pośrodku, dokładnie tam, gdzie nie chciał być.
Wiedział, że wszystko to nie ma znaczenia. Nie było sensu snuć marzeń o Carey Price – zwłaszcza tych, które wywoływały rumieńce na jego policzkach. Po pierwsze ktoś taki jak on – za młody i zbyt nieśmiały – nie ma co liczyć na jej zainteresowanie. Co prawda w jego ulubionych książkach ze świetlicy aż się roiło od bohaterów pokonujących rozmaite przeszkody, by uratować swoją wybrankę – walczyli ze smokami i z bandytami – Tommy wiedział jednak, że jednej przeciwności losu nigdy nie zdoła pokonać: a mianowicie tego niezwykłego faktu, że wszystko w jego życiu miało z góry określony termin ważności. Świadomość tego ciążyła mu również teraz, w jadalni, gdy siedział obok przepięknej, przeuroczej Carey.
Która nawet go nie rozpozna, gdy nadejdzie piąty stycznia.

Pokaż więcej wpisów z Luty 2024
Polecane
Zanim odejdziesz

Zanim odejdziesz

Klaudia Bianek
Cena regularna49,99 zł24,99 złNajniższa cena produktu w okresie 30 dni przed wprowadzeniem obniżki19,00 zł
Każdy rok Tommy'ego Llewellyna
Cena regularna49,99 zł24,99 złNajniższa cena produktu w okresie 30 dni przed wprowadzeniem obniżki24,99 zł
pixel