Putin, car Atlantydy. Droga do wielkiej wojny - Wacław Radziwinowicz - fragment

2023-08-29
Putin, car Atlantydy. Droga do wielkiej wojny - Wacław Radziwinowicz - fragment
Z CZEGO ULEPIONY JEST PUTIN?

Dzisiejszego władcę Rosji ukształtowały chuligańskie ulice Leningradu i kluby sportów walki, gdzie razem z nim rośli przyszli żołnierze i ojcowie chrzestni miejskich mafii, a potem służba w organach bezpieczeństwa. W tych niby dalekich od siebie światach panował ten sam kult brutalnej siły i pogarda dla słabych.
Władimirowi Putinowi, co rzuca się w oczy, brakuje empatii. Kiedy musi kogoś przytulić, pocieszyć, zawsze wychodzi mu to sztucznie, niezręcznie. Nawet wiolonczelista Siergiej Rołdugin, przyjaciel prezydenta Rosji, w wywiadach, które publikowano ponad dwadzieścia lat temu (dziś trudno dostępnych, oficjalnie niewspominanych), przyznawał, że Putin „w ogóle nie potrafi okazywać prawdziwych emocji”.
Władimir Władimirowicz rósł na arystokratycznych pokojach czy raczej – w jednym pokoju. Dom przy leningradzkim Baskowym Zaułku 12 był przecież kiedyś rezydencją baronowej Luizy von Taube i do dziś widnieje na nim herb rodu baronów wielce zasłużonego dla budowy rosyjskich kolei żelaznych. Został zresztą odnowiony i słynie jako „dom Putina”.
Tam właśnie, oczywiście nie w paradnej części, od ulicy, ale w oficynie Władimir Spirydonowicz Putin i jego żona Maria, rodzice obecnego władcy Rosji, dostali przydział na dwudziestometrowy pokój na piątym piętrze: bez windy, ciepłej wody, ogrzewany piecem kaflowym. To część dawnego wielkiego mieszkania zmienionego w wielorodzinną „komunałkę”: zatłoczoną, wiecznie wstrząsaną awanturami o wspólną kuchnię, toaletę, nieporządek. Zero przytulności, zero intymności, dużo zaciętych kłótni.
Putinowie jeszcze przed wojną mieli dwóch synów. Pierworodny, Albert, umarł zaraz po urodzeniu. Kolejny syn, Wiktor, był jedną z półtora miliona ofiar głodu i chorób w oblężonym przez hitlerowców Leningradzie. Pochowano go w jednej ze zbiorowych mogił na ogromnym cmentarzu Piskarowskim.
Władimir, już jako prezydent, w wywiadach kilka razy z żalem przypominał, że nawet nie wie, gdzie leży jego brat. Aż do momentu, kiedy wiosną 2012 roku napomknął o tym w czasie uroczystości rocznicowych na Piskarowskim. Administracja cmentarza natychmiast, od ręki, przekazała mu dokument dokładnie wskazujący miejsce, gdzie siedemdziesiąt lat wcześniej został pogrzebany dwuletni Wiktor Władimirowicz Putin.
Rzecz okazała się prosta. Tylko że ani rodzice, którzy dożyli końca lat dziewięćdziesiątych minionego wieku, ani brat, który zdążył już być wicemerem Sankt Petersburga, dygnitarzem kremlowskim, dyrektorem Federalnej Służby Bezpieczeństwa, premierem i prezydentem, nawet nie próbowali znaleźć mogiły Wiktora. I samemu Putinowi, i jego rodzicom było to najwyraźniej obojętne.

Ludmiła, wtedy jeszcze żona Putina, opowiedziała w 2001 roku Olegowi Błockiemu, przyjacielowi domu i biografowi męża, taką historię zamieszczoną w praktycznie zakazanej dziś książce Władimir Putin: historia życia: – Wyobraź sobie, jestem w siódmym miesiącu ciąży. W jednej ręce Masza [starsza córka, wtedy roczna], w drugiej torba z zakupami. I po schodach na piąte piętro [to działo się już w Dreźnie, gdzie Putin służył w delegaturze KGB]. Na klatkę schodową wychodzi sąsiad z żoną. Robi wielkie oczy. Wzdycha: „Luda, jak tak można”. A ja tak codziennie trzy razy po tych schodach z dzieckiem, z torbą. Wiem, że sąsiad próbował rozmawiać z Wołodią, że trzeba pomagać ciężarnej żonie. Ale to groch o ścianę.
Swojej przyjaciółce Irene Pletsch (Niemka przypomniała to w swojej książce Pikantna przyjaźń, która dziś w Rosji jest wycofana ze sprzedaży) Ludmiła opisywała czas narzeczeństwa z „Wowoj”, kiedy to kandydat na męża nie tyle się zalecał, ile stale poddawał ją próbom. Zawsze spóźniał się na spotkania nie kwadrans czy dwa, lecz z reguły solidne półtorej godziny. I dopiero wtedy zjawiał się, nie wiadomo skąd. Wcześniej pewnie z ukrycia obserwował swoją dziewczynę, kiedy jak ta głupia sterczała na przykład na peronie metra.
Innym, obok „komunałek”, paskudnym radzieckim wynalazkiem, który kaleczył dzieci, była „piatidniewka”.
Państwo chętnie pomagało wiecznie zapracowanym „budowniczym komunizmu”, przyjmując – za symboliczną opłatę – ich dzieci do przedszkoli na „piat’ dniej” (pięć dni) – od rana w poniedziałek do wieczora w piątek.
Władimir Spirydonowicz Putin do „budowniczych” należał. Zatrudnił się po wojnie jako majster w leningradzkiej fabryce wagonów. Jednak raczej nie po to, by stać przy warsztacie. Ciężko ranny na froncie był przecież inwalidą. W fabryce bardziej czuwał nad prawomyślnością załogi. Dlatego też Putinowie jako jedyni w swoim domu mieli telefon.

Putin senior w dziś obowiązujących oficjalnie biografiach prezydenta jest przedstawiany jako frontowy „żołnierz Robotniczo-Chłopskiej Armii Czerwonej”. Ale sam jego syn w obszernym wywiadzie z 2000 roku Z pierwszych ust (rzecz też dziś wycofana z obiegu i zdjęta z internetowej strony Kremla) przyznał, że ojciec służył w formacjach NKWD. A „byłych czekistów”, jak powtarza sam Putin, „nie ma”, bo oni na zawsze pozostają czekistami.
Maria Putinowa też była wciąż zajęta. Pracowała jako sprzątaczka, kucharka, nocna dozorczyni.
Ich syn, jak bardzo wielu rówieśników, stał się dzieckiem w „pięciodniowej przechowalni”, takim półsierocińcu. Władimirowi, kiedy poszedł do szkoły, rodzice mogli kupić zegarek (tylko on w całej klasie miał ten luksusowy wtedy przedmiot), ale ciepłem rodzinnych uczuć wysyłanego na „piatidniewki” jedynaka ogrzewali nie bardzo.
W wydanych ponad dwadzieścia lat temu wywiadach, o których dziś w Moskwie wolą zapomnieć, Putin wyznawał, a nawet się chwalił, że jako nastolatka wychowywała go „szpana”, podwórkowa chuliganeria. A to było środowisko jedyne w swoim rodzaju.
Wiosną 1953 roku, zaraz po śmierci Józefa Stalina, pretendujący na jego tron krwawy szef bezpieki Ławrientij Beria zarządził wielką amnestię. Z łagrów do miast popłynęła rzeka ponad 1,2 miliona więźniów kryminalnych. „Politycznych” – skazanych z 58 artykułu kodeksu karnego (działalność
antysowiecka) – wtedy nie wypuszczali.
Masa zdanych na siebie, błąkających się po ZSRR łagierników najpierw urządziła krajowi „zimne lato 1953 roku”. Bo to, co się wtedy działo, wywołuje dreszcze grozy. Przez Związek Radziecki przelała się fala morderstw, gwałtów, rabunków.
Ale to był tylko doraźny i krótkotrwały skutek bezprecedensowej amnestii. Jej wpływ na życie kraju, światopogląd, moralność obywateli okazał się znacznie mocniejszy i długotrwały.
Zaniedbywanych przez rodziców podwórkowych łobuzów życia uczyli przez kolejne lata właśnie bywalcy łagrów. Oni przenosili łagier do życia społecznego. Przekazywali wsłuchującym się w ich opowieści chłopakom swój język, którym do dziś posługuje się i uznaje za swój ogromna część Rosjan. To „błatni” uczyli synów „budowniczych komunizmu” na podwórkach Moskwy, Leningradu i innych miast o „pojęciach” – okrutnych zasadach postępowania, jakie regulowały życie w brutalnym świecie gułagu.

Więzienne normy gloryfikują macho, który „nie wierzy, nie boi się, nie prosi”. Odpowiada za swoje słowa i postępowanie. Nie wybacza krzywd i kiedy tylko ma możliwość, bez wahania wymierza karę temu, kto go obraził, wyrządził mu krzywdę. Za najcięższe przewinienie uważa zdradę, a karą za nią musi być śmierć albo gwałt homoseksualny zrzucający winowajcę na samo dno społecznej hierarchii świata przestępczego.
Prawidłowy „pacan” (chłopak, ziomal) gardzi frajerem, „terpiłą” (od terpit’ – znosić cierpliwie), czyli takim, który daje się obrażać, przemilcza krzywdy. Ze strachu, słabości, może zbyt dobrego wychowania ustępuje przed przemocą.
„Pacan”, jak nauczali na podwórkach Leningradu, dba o wspólne dobro grupy. Z tego, co zwędził i odebrał „terpile”, sumiennie odprowadza dolę, zasilając „obszczak”, czyli wspólną kasę bandy.
Jeszcze w pierwszych latach rządów Putina (wtedy było wolno) publicyści – i to niekoniecznie mu wrodzy – od razu zauważyli, że porządki, jakie zaprowadzał, można zręcznie przedstawić językiem obowiązujących w świecie kryminalnym „pojęć”.
Tak dało się wytłumaczyć choćby bezsensowne z punktu widzenia interesów Rosji zamordowanie w 2006 roku Aleksandra Litwinienki, zbiegłego z kraju pułkownika Federalnej Służby Bezpieczeństwa. Operacja agentów specjalnych, wysłanych do Wielkiej Brytanii ze śmiercionośnym radioaktywnym polonem, była aktem zemsty, a Rosji nie dawała nic poza niechlubnym zaliczeniem jej do państw terrorystycznych gotowych użyć broni masowego rażenia.
Ale znakomicie tłumaczyło jej sens „błatne” przykazanie nakładające na każdego człowieka bandy obowiązek zemsty na zdrajcy. Nie na darmo na Kremlu powtarzają za swoimi dawnymi podwórkowymi nauczycielami, że „kto nas skrzywdził, trzech dni nie przeżyje”. A im straszniejsza będzie śmierć winowajcy, tym lepszy będzie jej efekt pedagogiczny.
Mechanizm władzy – zaprowadzony przy Putinie sposób ustalania poczynań państwa w nieformalnym, tajemniczym kręgu najbardziej zaufanych kumpli przywódcy z dawnych lat – też wygląda jak „schodka”. Czyli spotkanie szefów bandy układających plany działania, zbierających się w niedziele w rezydencji Nowo-Ogariowo.
A jest też, zwany w Moskwie „basenem”, ogromny, liczony w miliardach dolarów tajny fundusz, do którego wpłacają pieniądze ci, którym władza pozwoliła kraść. Wiemy o tym po ujawnieniu w 2016 roku przez Panama Papers, międzynarodowe śledztwo dziennikarskie opisujące klientów światowych rajów podatkowych.
To jest ten sam bandycki „obszczak”, tylko na skalę państwową. Z niego biorą się krocie na „pałac Putina” w Gelendżyku nad Morzem Czarnym, prywatne konta prezydenta, warte setki milionów dolarów jachty jego kumpli, ale i fundusze na tajne operacje specjalne – militarne czy propagandowe – za granicą, kupowanie stronników na Zachodzie.
Sam Putin trzyma się w prywatnym życiu niektórych zasad przypisanych prawdziwym „pacanom”. Od ćwierć wieku ani razu nie nocował tam, gdzie jest oficjalnie zameldowany, czyli w domu nr 6 przy moskiewskiej ulicy Akademika Zielińskiego. Zachował ten meldunek, choć od końca lat dziewięćdziesiątych mieszka w podmoskiewskim Nowo-Ogariowie albo w kolejnych oddanych mu – mniej lub bardziej zakonspirowanych – państwowych rezydencjach.
Gdy w 2013 roku – po trzydziestu latach małżeństwa – ogłosił, że Ludmiła „kończy wachtę przy mnie”, nie jest z nikim związany oficjalnie. A takiej właśnie formalnej samotności wymaga od przywódców świata przestępczego „błatny” kodeks.
A i w polityce stosuje mądrości zaczerpnięte z podwórka przy Baskowym Zaułku. Na przykład agresywne akcje militarne czy ataki na konkurentów w kraju tłumaczy tym, że jeszcze jako dziecko został nauczony, iż „kiedy bójki uniknąć już się nie da, trzeba uderzyć jako pierwszy”. Zgodnie z tą zasadą uderzał w Czeczenów i Gruzinów, a od 2015 roku włączył się do wojny domowej w Syrii po stronie reżimu Baszara al-Asada, nie cofając się przed zbrodniami wojennymi. Uprzedzającymi atakami likwidował niezależne telewizje, odważnych dziennikarzy, opozycyjnych polityków…
– Nasze miejskie podwórka, gdzie autorytetami byli więźniowie masowo zwolnieni z łagrów na mocy „amnestii Berii”, miały ogromny wpływ na całe pokolenie, przede wszystkim chłopców urodzonych w latach pięćdziesiątych – oceniał Arsenij Rogiński, szef stowarzyszenia Memoriał. I wyjaśniał: – To bardzo wpłynęło na kulturowe życie kraju, zmieniło wiele nawyków, także modę i język. W łagrach było swoje życie, zwyczaje, kultura, którą amnestionowani ponieśli w masy. A jeśli wziąć pod uwagę to, że ich upór i bezczelna śmiałość często nie miały granic, styl życia zgodny z kryminalnymi „pojęciami” rozpowszechnił się bardzo szeroko.
Echo „zimnego lata 1953” nie zamilkło w Rosji do dziś. Niezmiennie popularny w narodzie jest choćby „szanson”, szlagiery opiewające życie „błatnych”.
Ogromny wpływ na życie szkół, szczególnie na syberyjskiej prowincji, ma zaś „społeczność AUJe” (Wspólny Układ Aresztancki). Oficjalnie mówi się o tym niewiele. Władze rzekomo nie potrafią nawet rozszyfrować tego skrótu-hasła, pod którym nieformalne grupy uczniów, związane z podziemiem kryminalnym, zaprowadzają w szkołach porządki oparte na „pojęciach”.

Dzieci są zmuszane do regularnego wpłacania pieniędzy „na grzanie zony”, czyli wsparcie kryminalistów siedzących w aresztach i łagrach. Kto nie chce wnosić doli do „obszczaka”, jest zgodnie z więziennymi regułami „opuszczany”, czyli przenoszony do najniższej kasty pariasów poniewieranych przez kolegów.
Co zaskakuje, do szkół zapraszani są na „lekcje życia” prawdziwi doświadczeni kryminaliści, którzy tłumaczą chłopcom, że „piderów” (homoseksualistów) trzeba gnać, a tych, co nie godzą się z „pojęciami”, bić.
Ta dziwna działalność pedagogiczna ma w Rosji putinowskiej walor państwowotwórczy. Dzieciak po „lekcjach życia” przeprowadzonych przez „błatnych” łatwiej zachwyci się bohaterstwem stawianych mu za wzór najemników Grupy Wagnera werbowanych w aresztach i łagrach przez miliardera i „ulubionego kucharza Putina” Jewgienija Prigożyna.
Dla polityka rządzącego krajem takim jak dzisiejsza Rosja doświadczenie wyniesione z bandycko-chuligańskiego podwórka stanowi cenny kapitał. Umiejętność nieprzymuszonego wplatania w oficjalne wystąpienia „błatnych” słówek, w czym Putin jest mistrzem, przywołania „zasad”, takich jak „bić pierwszy” czy „kto nas skrzywdził, trzech dni nie przeżyje”, zbliża go nie tylko do rówieśników, ale i młodzieży spod znaku AUJe.
Umiejętność wplatania w drętwą oficjalną mowę-trawę słów i obrazów czerpanych z używanego przez naród na co dzień żargonu unaocznia ludowi, że przywódca jest swój, ulepiony z tej samej sowiecko-kryminalnej gliny.
Kiedy pan Kremla nakłania swych miliarderów oligarchów do lojalności i straszy, że inaczej to „udławicie się, łykając kurz”, rodakom automatycznie staje przed oczami znany z podwórkowych opowiadań obraz superbogaczy, którzy w tumanach kurzu próbują w łagrze uciec przed ścigającym ich i łaknącym zemsty tłumem współwięźniów.
A to, co Putin wyniósł ze szkoły i potem ze służby w KGB, genialnie ujął przywódca demokratycznej partii Jabłoko Grigorij Jawliński. Bo owo wiano składa się na dwie tylko znakomicie opanowane i na przemian stosowane metody postępowania: werbowanie i prowokacja.

Pokaż więcej wpisów z Sierpień 2023
Polecane
Gułag

Gułag

Anne Applebaum
Cena regularna79,99 zł69,99 złNajniższa cena produktu w okresie 30 dni przed wprowadzeniem obniżki34,99 zł
Putin, car Atlantydy. Droga do wielkiej wojny
Cena regularna59,99 zł29,99 złNajniższa cena produktu w okresie 30 dni przed wprowadzeniem obniżki29,99 zł
pixel